Powiem inaczej. W tej części jest najmniej "kultowych" już tekstów komediowych, ale jest ona znacznie bardziej refleksyjna. Po prostu jest mniej komediowa, a bardziej obyczajowa.
No jasne, że jest śmieszna, chociaż mnie bardziej śmieszą Nie ma mocnych czy Sami swoi
Mnie ta część też się najbardziej podobała ;) !
Reakcja Pawlaka po zorientowaniu się ,że jego bratanica jest czarna - beka tysiąclecia :D
dla mnie to zdecydowanie najlepsza czesc z calej genialnej trylogii :D kapitalne dialogi-nie watpliwie jedna z najlepszych polskich komedii,dzis juz takich nie kreca
Według mnie to najlepsza cześć, pomysł przeniesienia akcji do Chicago lat siedemdziesiątych po prostu rewelacyjny.
Zgadzam się. Jest śmieszna jak poprzednie, ale w odróżnieniu od nich - jest też refleksyjna. To kawałek naprawdę niezłego kina obyczajowego. Jest i zderzenie kultur, jest rozliczanie własnego życia, jest pięknie pokazana tęsknota za ojczyzną. Moja ulubiona część trylogii.
Usiłowałem z treści filmu wyłowić powód dla którego to John Pawlak nie poślubił matki Shirley. Choćby z kontekstu. Nie udało się. To największa zagadka tego filmu. Scena, gdzie Shirley rzuca o podłogę pierścionkiem przeznaczonym dla jej matki praktycznie żadnej sensownej odpowiedzi nie daje.
To tylko moje domysły ale chyba dość sensowne, Zacznijmy od końca; dlaczego Shirley rzuciła obrączką? Przypuszczalnie zagrały emocje bo przypuszczalnie znała prawdę od matki.. jaką? Młody John spędził noc z murzynką a kiedy okazało się że ta spodziewa się dziecka chciał się zachować honorowo ale... Na przeszkodzie stanęło to o czym mówił Kargul z Pawlakiem: a co ludzie w Krużewnikach powiedzą? Wydaje mi się że mentalność chłopska zadecydowała o tym że Johny do końca obiecywał tylko małżeństwo dla uspokojenia bardziej własnego sumienia niż matki z dzieckiem bo w głębi ducha żenić się z murzynką zamiaru nie miał.
Uwielbiam tę część - USA w połowie lat 70tych za prezydentury Forda, piękne amerykańskie krążowniki, super ciuchy, świetna muzyka - więcej chcieć nie muszę.
Nie, ja zawsze uważałem, że "Sami swoi" są arcydziełem komedii filmowej, a w skali świata wybitnym dziełem, reszta trylogii jest słabsza, choć dobra. W "Samych swoich" genialny występ dał Kowalski, to jest coś wręcz zdumiewająco doskonałego, jakiś udoskonalony Chaplin.
Moja struktura:
1. Nie ma mocnych. Najśmieszniejszy i - co ważne - najrówniejszy.
2. Sami swoi. Historycznie najważniejszy, dobry choć nie aż tak zabawny jak pkt. 1.
3. Kochaj albo rzuć. Do wyjazdu do USA wyśmienity i poziomem humoru nawiązujący do "Nie ma mocnych". Po przyjeździe do stanów humor trochę pada i zaczyna się robić bardziej refleksyjnie (choć oczywiście wielu może się podobać).
3 jest najsłabsza, zdecydowanie, choć jest kilka zabawnych scen, w których Kargul okazuje swoje zadzwiwinie różnicami miedzy obyczajami w Polsce a w USA- na statku, w samolocie, gdy dowiaduje się ze jego brat mial córkę - nieslubna!, potem jeszcze przeżywa większy szok, bo nie dość, że z nieprawego łoża, to murzynka. :)
To jeden z najlepszych polskich filmów, rewelacyjne dialogi. I najlepsze wcale nie te komediowe. Mowa pogrzebowa Pawlaka i komentarz Kargula gdy jadąc autem obserwują przyczepkę z koniem - mistrzostwo.