Gratka dla miłośników malarstwa, wiele scen żywcem wziętych z płócien największych mistrzów. Do tego muzyka Vivaldiego odegrana tak jak się ją grało w latach 60-tych, siermiężnie w porównaniu do dzisiejszego stylu grania muzyki barokowej, ale to tylko dodaje smaku. Czy można chcieć więcej? Można i się dostaje, doskonała rola pierwszoplanowa, wiele dobrych w dalszym planie. Po prostu dobry film.
Wiele komentarzy odmienia przy tym filmie neorealizm przez wszystkie przypadki, nie wiem co ten film miał wspólnego z owym nurtem, chyba, że neorealizm to czarno-biały włoski film opowiadający historię ludzi niekoniecznie z wyżyn społecznych :)
Zasadniczo wszystkim wrażliwym na piękno, gorąco polecam!
Widziałem ten film 3 lata temu :) ale pamiętam scenę śmierci w więzieniu, ujęcie jest zainspirowane (albo wręcz odnoszące się) do obrazu Andrea Mantegni "Opłakiwanie zmarłego Chrystusa". Ponadto pamiętam scenę wesela, która wyglądała niemal identycznie jak "Ostatnia Wieczerza" Leonarda da Vinci. Ale zapewne tych odwołań było dużo więcej...
Mógłbyś podać konkretne przykłady siermiężnego grania muzyki Vivaldiego w latach 60-tych?
Do lat 80-tych muzykę baroku grało się na instrumentach XX wiecznych, współczesnych. Jednak od kilkudziesięciu lat muzyka Bacha, Vivaldiego i wielu innych najczęściej (choć nie zawsze) jest grana na tzw instrumentach historycznych (lub ich wiernych kopiach), czyli zwykle pochodzących z XVII-XVIII wieku. Instrumenty te mają nieco inną budowę, grają dużo ciszej, mają inną barwę i wymagają innej techniki.
Polecam zgłębić termin wykonawstwo historyczne muzyki baroku i posłuchać choćby 4 pór roku w wykonaniu z lat 60-tych (np Itzak Pearlman) i dzisiejsze (np Fabio Biondi). Dziś barok gra się dużo lżej ale i szybciej. To tak oczywiście w wielkim uproszczeniu i skrócie...
Pozdrawiam :)