prosze wybaczyc banalny tytul tematu - ale wynika on z oceny jaka przyznalem temu filmowi, do ktorej na filmwebie doczepione jest to wlasnie okreslenie. nieco nabrzmiale i pasujace raczej do filmow inscenizowanych z wielkim rozmachem i zacieciem, filmow ktore maja swoja *historie*.
'panna nikt' natomiast to obraz nader skromny i z pozoru niczym sie nie wyrozniajacy od setek podobnych filmow o takiej tematyce. to oczywiscie tylko mylne wrazenie, na ktorym oprzec sie moga jedynie ignoranci i osoby niedostatecznie wrazliwe by dostrzec jego glebie. film wajdy to mistrzowskie wykorzystanie fascynujacej historii (juz zabieram sie za czytanie ksiazki), dajece sie zinterpretowac na wiele sposobow. ja osobiscie odebralem obraz wajdy jako owa 'tajemnicza podroz o dojrzewaniu' utrzymana w oniryczno-erotycznym klimacie, z malymi niedopowiedzeniami i wiekszymi niejasnosciami. dzielo niepokojace, majace na celu calkowite zawladniecie dusza widza... niesamowite przezycie filmowe!
jest to bez watpienia jeden z najlepszych filmow jaki widzialem w ostatnich latach, a zaznaczyc musze, ze poczatkujacym kinomanem to juz raczej nie jestem.
ps. z napisaniem tego komentarza zwlekalem spory calkiem kawalek czasu, by nadmiernie nie popadac w banal (o co dosyc latwo w wypadku takich uczuc). i wydaje mi sie ze nie do konca mi sie to udalo...
uwazam ze bardzo dobrze to wszystko ujołes i musze zgodzic sie z toba w 100% jest jeden z moich ulubionych filmow choc ksiazka jest lepsza.... :) ta ksiazka potrafila mnie wystraszyc ,rozsmieszyc i czasem znudzic;) to w niej lubie;)
pytanko masz moze ten film? poniewaz poszukuje go ale niestety nigdzie nie moge znalezc...:( wsumie ktokolwiek to czyta i ma ten film niech sie do mnie zglosi...pozdrawiam
no hej. ciesze sie ze zgadzamy sie w ocenie filmu, a tym bardziej ze mielismy podobne odczucia przy jego ogladaniu :) zawsze milo dzielic z kims emocje :)
co do kopii filmu, to owszem, posiadam. odezwij sie na katrol.at.tlen.pl (zamiast 'at' oczywiscie '@') a jeszcze w tym tygodniu bedziesz go mial(a).
:)
zgadzam się z Wami co do opinii filmu. Pierwszy raz widziałam "Pannę Nikt" jako dziecko i pamiętam, że zrobił na mnie duże wrażenie. Wiem, że jeszcze nie raz wrócę do tego filmu.
ja również się zgadzam z Wami :). I też go obejrzałam jako dziecko, niezapomniany film, dużo różnorodnego tła scenerii. "Inne" emocje. :).
powiem szczerze zaskoczyła mnie niska ocena tego filmu, no cóż są gusta i guściki, jak dla mnie 10/10.
Hmm, tak to właśnie jest, kiedy obejrzy się film przed przeczytaniem książki. Zachwyca nas historia- więc obraz się podoba. Dopiero, kiedy mamy za sobą lekturę powieści myślimy "można było zrobić to znacznie lepiej". Film w ogóle nie dorównuje dziełu Tomka Tryzny. No ale- czego można się spodziewać po ekranizacji? Zwłaszcza polskiej?
Z tego co pamiętam, jedyną wartościową ekranizacją powieści (chodzi mi o sam fakt, że film nie był gorszy niż książka), jaką w życiu obejrzałam były "Wyznania Gejszy". Film dorównywał książce. No, "Lot nad kukułczym gniazdem" też nie był zły... :)
A reszta? Ani w połowie tak dobra, jak pierwowzory...
Ja dodałabym tu jeszcze "Skazanych na Shawshank", gdzie adaptacja chyba zdecydowanie przerasta oryginał ;). Tylko że to nie powieść, ale chyba mikropowieść, prawda? Nieważne. W każdym razie z jakiegoś powodu S. King sprzedał prawa do jej ekranizacji aż za całego dolara, a film jest wspaniały!
A ja dodam "Dziewiate wrota" Polańskiego, gdzie adaptacja znacznie przerasta oryginał.
myślę, że głównie chodzi o ograniczenia czasowe:) film mną wstrząsnął, książka jeszcze bardziej. I jakby patrzeć na film zupełnie oddzielnie od książki, jest arcydziełem(w mojej ocenie oczywiście) w swym gatunku.
Akurat Andrzej Wajda to mistrz w adoptowaniu dzieł literackich, więc nie zrażałbym się nawet tym, że "polski" (przesadzasz zresztą z tym, że jest z naszą kinematografią tak kiepski). "Panny z Wilka", "Ziemia Obiecana" czy właśnie "Panna Nikt" można odbierać jako samodzielne dzieła, niezależnie od tego czy zna się powieściowy pierwowzór.
Raczysz żartować. Może w "adoptowaniu" Wajda jest dobry, tego nie wiem. W adaptowaniu jest gorzej niż fatalny. Za "Biesy" według (podobno) Dostojewskiego ktoś powinien go zamknąć w psychiatryku. To skandaliczne filmowe sprofanowanie mistrzowskiej powieści.
Żartować w tak poważnym temacie? Właśnie obejrzałem po raz n-ty "Ziemię obiecaną" i jeszcze bardziej utwierdziłem się w swoim przekonaniu.
Ten film to perełka, nie czytałem książki, ale nie rozumiem jak przeczytanie jej po filmie może umniejszyć jego wartość.
Była w tym filmie jakaś niesamowita magia, demoniczność przeplatała się z erotyką, a z pozoru tandetne fragmenty można równie dobrze uznać za genialne.
Rewelacyjne dla mnie były sceny relacji Ewy z Marysią, spotkanie Kasi na dachu(jak została wyleczona i dokończyła kompozycję), czy "taniec" kolegów ze szkoły zaproszonych do Kasi. Kapitalny dobór aktorów, od Ewy, przez Marysię, skończywszy na rodzinie Marysi.
Potem patrzę na komentarze widzów, a tu że niby Anna Mucha, do tego jakaś aktorka z klanu, Wajda głupi i w ogóle książka 69 razy lepsza. Ale zachwytu podczas oglądania tego filmu już mi nikt nie odbierze.
Panie katrol, pan wybaczy, ale chciałam zapytać czy może pan wie co znaczy "weryfikator na emeryturze" czyli hasło, które panu przypięto. Może pan się orientuje o co chodzi z tymi punktami? :) Z góry dziękuję za odpowiedź.
Hm, ja mam zupełne odmienne wrażenia. Zgadzam się co do oniryczności klimatu, który, do pewnego momentu, jest na tyle intrygujący, że ma się nadzieję na ciekawą puentę. Niestety to tylko zasłona dymna, film jest bowiem absolutnie o niczym. Zaprzęgnąwszy wyobraźnię możnaby powiedzieć, że w filmie poruszone są kwestie trudów adaptacji stereotypowej wiejskiej rodziny w miejskim środowisku, szaleństwa, opętania, zepsucia moralnego, czy brutalności realcji między dorastającymi dziewczynami, ale jakiegokolwiek realnego rozwinięcia brak, że nie wspomnę o próbie połączenia tych pseudo-wątków w logiczną całość. Na domiar złego poziom aktorski Muchy (którą tak bardzo się chwali za tę rolę i z powodu której przede wszystkim obejżałem ten film) jest fa-tal-ny, podobnie Powierzy, odrobinę lepiej prezentują się aktorzy drugoplanowi (Celińska, Janga-Tomaszewski, Romantowska), oraz sama Wielgucka, co w zasadzie niewiele zmienia, bo wszystkich i tak ograniczył mierny scenariusz.
W skrócie - straszliwie spierniczony obiecujący pomysł i zmarnowany potencjał.
Moim zdaniem Wajda zrobił z pierwowzorem, co mógł najlepszego. Zachował specyficzny klimat, a pousuwał wiele onirycznych wizji, które w filmie według mnie raczej dobrze by nie wyglądały. Wielgucka po pierwszych kilku scenach wydała mi się beznadziejna, ale naprawdę w trakcie filmu bardzo się poprawiła, a ostatnie spojrzenie to mistrzostwo! Szkoda tylko, że oglądałam na Internecie, gdzie w jedynej znajdującej się tam wersji obraz jest nieharmonijny z dźwiękiem. Z chęcią obejrzałabym jeszcze raz w normalnych warunkach.
Film odbieram chyba nawet pozytywniej od książki, która dla mnie była męcząca. Kilka scen bym może do filmu dorzuciła, ale poza tym jest naprawdę w porządku. W powieści denerwował mnie zwłaszcza infantylny język, którym była napisana - nawet najbardziej naiwna piętnastolatka, na jaką była kreowana Marysia, z pewnością nie mówi w ten sposób. Ba, nawet moja dziesięcioletnia siostra tak nie mówi. Jeśli to zabieg celowy, to nie mam pojęcia, czemu miał służyć - zwyczajnie prosty język by wystarczył, nie musi być upośledzony.
Mimo wszystko oba dzieła są godne uwagi, choć aż tak wysoko bym ich nie oceniła - to nie do końca mój gust.
Pozdrawiam.